W zeszłym tygodniu Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie w sprawie delikatnego tematu jakim jest aborcja. Ponieważ tzw. kompromis aborcyjny był bardzo trudnym kompromisem, łatwo się było domyśleć, że część osób będzie z orzeczenia zadowolona, a część odniesie się do niego sceptycznie.
W tym, że ktoś nie zgadza się z wyrokiem jakiegokolwiek sądu lub orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego nie ma nic dziwnego. Codziennie w sądach różnych instancji zapadają wyroki, z którymi część osób się nie zgadza. Każdy obywatel ma prawo wyrazić swoje niezadowolenie z treści danego wyroku lub orzeczenia, jednak w demokratycznym państwie prawa istnieją wyraźnie wytyczone granice, w ramach których można wyrażać swoje zdanie, po przekroczeniu których wchodzi się na krętą drogę bezprawia.
Jednak to, w jaki sposób zareagowała duża część osób niezgadzająca się z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego przeszło wszelkie pojęcie. Tu już nie mamy do czynienia tylko z mową nienawiści, ale także z czynami wprowadzającymi w życie te nienawistne hasła. Jakikolwiek głos rozsądku lub próba nawiązania merytorycznego dialogu została zakrzyczana.
Pierwszą rzeczą na jaką należy zwrócić uwagę, to fakt, że protesty odbywają się podczas pandemii koronawirusa. Cała Polska jest w czerwonej strefie, codziennie tysiące ludzi zarażają się koronawirusem, dziesiątki ludzi umiera, a protestujący zachowują się jakby zagrożenia nie było. To, że nie dbają o swoje zdrowie, to jedno, ale dlaczego narażają przy tym zdrowie i życie m.in. policjantów, którzy muszą zabezpieczać tego typu demonstracje. Przez takie nieodpowiedzialne zachowanie protestujących, może nastąpić gwałtowny wzrost zachorowań, co dodatkowo pogorszy i tak dramatyczną sytuację służby zdrowia.
Przerażająca jest wszechobecna wulgarność towarzysząca tym protestom. Wydaje się, że protestujący nie są w stanie zbudować choćby jednego zdania bez używania wulgaryzmów. Wszelkiego rodzaju przekleństwa są kierowane wobec poszczególnych osób oraz instytucji. Hasłem przewodnim tych protestów stało się wulgarne słowo: „wyp###dalać”. Co gorsze, do demonstracji przyłączają się osoby publiczne, które zamiast łagodzić nastroje, to jeszcze udzielają tym protestom swojego wsparcia. Używając wulgarnego języka przemawiały m.in. posłanki Lewicy, Koalicji Obywatelskiej oraz przedstawicielki świata nauki. Pokazały w ten sposób nie tylko niski poziom kultury osobistej (ktoś kto pełni mandat posła lub posiada stopień lub tytuł naukowy powinien umieć wyrazić swoje niezadowolenie bez używania wulgarnych wyrazów), ale także dały w ten sposób fatalny przykład swoim wyborcom oraz zgromadzonym tam młodym ludziom. Tak nie wolno. Osoby publiczne powinny wykazywać więcej zdrowego rozsądku i łagodzić emocje prowadzące do przemocy. Należy nawoływać do merytorycznego dialogu i szacunku.
Na eskalację przemocy długo nie trzeba było czekać. Zaczęło się już pierwszego dnia od rzucania w policjantów kamieniami. Natomiast w niedzielę doszło do ataku na Kościół katolicki. Jak widać brak zdecydowanej reakcji na niedawne zniszczenie elewacji kościoła w Szczecinie, zachęciło przeciwników wiary katolickiej do jeszcze większej agresji. W minioną niedzielę doszło do profanacji wielu kościołów. Wkraczano do wnętrza świątyń i niejednokrotnie w skandaliczny sposób zakłócano msze święte. Niszczono elewacje kościołów m.in. pisząc wulgarne wyrazy. Pojedynczy akt wandalizmu lub obrazy uczuć religijnych w wykonaniu jednej osoby byłby surowo ukarany, a co, gdy aktów napaści na kościoły oraz sprawców jest wielu? Czy bycie w tłumie zapewnia bezkarność?
Doszło także do podważania legalności samego Trybunału Konstytucyjnego, nazywając go „pseudotrybunałem”, a część sędziów „pseudosędziami”. I mówili to m.in. prawnicy oraz niektórzy politycy opozycji. Jak to jest, najpierw broni się Konstytucji, a następnie podważa legalność działania organów państwa, tylko dlatego, że dane środowisko lub partia polityczna nie zgadza się z treścią orzeczenia. Są inne, bardziej demokratyczne formy protestu.
Doszło także do protestów pod domami zarówno polityków PiS, jak i sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Pod domem sędziego TK protestowano m.in. w Szczecinie, gdzie także padały wulgarne słowa. Brali w nich udział także politycy, m.in. posłanka z Koalicji Obywatelskiej. Czy takie działanie ma na celu „zaszczucie” ludzi o odmiennych poglądach politycznych? I gdzie tu jest tolerancja, o której tyle mówi Lewica czy Platforma Obywatelska? Czy to oznacza, że teraz każdy kto się nie zgadza z wyrokiem danego sądu lub z decyzją podjętą przez Sejm lub radę miasta, to może iść pod dom danego sędziego, posła lub radnego i urządzić protest używając m.in. wulgarnych słów? Czy do tego chcemy doprowadzić?
Wszystkie te protesty, z którymi mamy do czynienia, z początku mogły wyglądać na działania dość spontaniczne. Jednak jeżeli przyjrzeć się głoszonym hasłom, używanym materiałom propagandowym (jak np. ulotki), stosowanym gadżetom oraz metodom działania, a także zaangażowaniu się poszczególnych polityków, głównie z Lewicy i Koalicji Obywatelskiej, to pojawia się pytanie, czy tymi akcjami ktoś odgórnie nie kieruje? Czy są to niezależne działania w poszczególnych regionach kraju, czy odgórnie zorganizowana akcja mająca doprowadzić do destabilizacji działalności państwa, w momencie kiedy nie tylko Polska, ale cały świat zmaga się z pandemią koronawirusa?
Na koniec należy wspomnieć, że dość zaskakujący jest symbol jaki przyjęły protestujące kobiety. Chodzi o znak wyglądający jak błyskawica, który u części osób wzbudził kontrowersje. Zapewne niewiele osób ma świadomość, że z jednej strony wspomniany symbol można przyrównać do Brytyjskiej Unii Faszystów, ugrupowania politycznego działającego na terenie Wielkiej Brytanii w latach 30-tych XX wieku. Z drugiej strony można się doszukiwać nawiązania do symboliki Grup Szturmowych tworzonych przez Szare Szeregi podczas II wojny światowej. Symbol składał się z litery „S” przypominającej błyskawicę, na tle litery „G”. Jednak oba wspomniane symbole (mimo iż jeden dotyczy historii Polski), są słabo rozpoznawalne w polskiej świadomości społecznej.
Natomiast znacznie bardziej rozpowszechnionym symbolem w świadomości Polaków, do którego przyrównano wspomniany znak używany przez protestujące osoby (mówiono o tym m.in. w TVP), jest symbolika używana w nazistowskich Niemczech. Przypomnijmy, że dwiema runami Sig posługiwały się Sztafety Ochronne (Schutzstaffel), czyli okryte złą sławą SS. Ponadto jedną runą Sig jako swoim znakiem rozpoznawczym posługiwała się nazistowska organizacja Deutsches Jungvolk, wchodząca w skład Hitlerjugend. Następnie jedną runę Sig z nałożonym kluczem (na cześć dywizji Waffen-SS Leibstandarte Adolf Hitler), jako swój znak dywizyjny, używała dywizja Waffen-SS Hitlerjugend. Sama runa Sig oznacza „zwycięstwo”, ale na szczęście do zwycięstwa zbrodniczej nazistowskiej ideologii nie doszło.
W kraju tak mocno doświadczonym zbrodniami wojennymi w czasie II wojny światowej, jakim jest Polska, używanie symboli mogących budzić skojarzenia z symbolami oprawców z SS, może być odebrane jako lekceważenie ofiar II wojny światowej. Mimo, iż na podobieństwa wspomnianej symboliki zwróciło już uwagę szereg osób, w tym mówiono o tym także w mediach publicznych, to protestujące kobiety nadal się nim posługują. Stworzono nawet tzw. nakładkę w mediach społecznościowych, z wykorzystaniem tego symbolu. Ze względu na pamięć i szacunek wobec ofiar totalitarnego systemu i ideologii jaką prezentowały nazistowskie Niemcy podczas II wojny światowej, warto używać symboli, które w jakikolwiek sposób nie wzbudzają tego typu kontrowersji.
Ludzie opamiętajcie się, zanim będzie za późno. Można się różnić, można się spierać, ale wszystko musi się odbywać w granicach zdrowego rozsądku. Mowa nienawiści i towarzyszące jej czyny zawsze były, są i będą złem. Każdą formę przemocy należy piętnować, a nie zachęcać do jej eskalacji. Należy wykazać więcej tolerancji, szacunku i zrozumienia dla każdego, kto ma odmienne poglądy w różnych kwestiach światopoglądowych. Nikt nikomu nie odmawia prawa do protestu, jednak niech decyduje siła argumentów, a nie argument siły.