O SBO z Arkiem Lisińskim rozmawia Maciej Zaśko
W tamtym roku startowaliście z parkiem Tilebeinów niestety nie udało się wygrać. W tym jaki był plan – wygrana?
Na pewno uzyskać lepszy wynik …
Po tym co się wydarzyło w ubiegłym roku, ja osobiście przestałem ufać projektowi pod nazwą SBO w wersji szczecińskiej. Ale Ty ciągle powtarzałeś, że nie można tego tak szybko skreślać i pozytywnie nakręcałeś ludzi. Skąd takie zaufanie?
Miałem dużo wiary w to, że uda się w końcu przeprowadzić taką edycję SBO w Szczecinie, z której będziemy wszyscy dumni. Gdzie nie będzie żadnych afer przed, nie będzie po, gdzie wszyscy mieszkańcy szczecina będą czuli, że to jest ich budżet. Będą czuli, że mieli na to wpływ, że mieli nad tym kontrolę, że to będzie transparentne. Taką mam nadzieję i to mnie utrzymuje w pracy zespołach społecznych SBO, jak i w próbach składania projektów do SBO.
W tym roku zaryzykowaliśmy jeszcze większą formułą niż w ubiegłym. Wtedy byliśmy dużym zespołem społeczników z północnych osiedli. W tym dołączyliśmy do zespołu prywatnego inwestora, jaki na początku roku objawił się jako właściciel wieży Gocławskiej – wieży Bismarcka.
W ubiegłym roku to był Wasz wyróżnik, ta wspólna akcja wzajemnej solidarności Północy…
Tak, to było novum i to był znak rozpoznawczy Północy. Po raz pierwszy połączyło się kilka osiedli w jednym projekcie. Do tego kreatywna promocja. Aktorzy, którzy wcielili się w role państwa Tilebeinów, budżetobus, osoby z ulotkami, chodzące po osiedlach i zachęcające do głosowania na projekt. Budżetobus wydawał nam się potrzebą, ze względu na rozległość obszaru i fakt, że większość mieszkańców to seniorzy. Chcieliśmy im niejako podziękować za dotychczasowe budowanie Szczecina na tych terenach. Wiadomo, starsi ludzie nie są tak biegli w nowoczesnych technologiach, trzeba ich wspierać i taką rolę miał spełniać budżetobus. I o to w tym roku nasz pomysł na budżetobus wraca w innym projekcie.
W trakcie głosowania przy budżetobusie, nie było nacisku i presji, by głosować na park Tilebeinów?
Oczywiście, że nie było nacisku. W naszym budżetobusie można było głosować na inne projekty, chodziło o to, by zachęcić jak największą liczbę mieszkańców do tego, by w ogóle oddali głos w SBO. I głosowano na przeróżne projekty w różnych miejscach. Na Jasnych Błoniach na nasz projekt głosowano sporadycznie. Wielu dawało nam głos za chęci, za to, że chciało nam się jeździć i zachęcać do głosowania. I to było piękne. Podobnie przy sklepie spożywczym na rogu Robotniczej i Dębogórskiej, gdzie większość jego klientów to klienci tranzytowi. Z pracy na działkę z pracy do domu. W takim miejscu jest położony ten sklep.
Wróćmy do Tilebeinów. Jak oceniasz przygotowanie projektu? W tamtej edycji był bardzo dobrze przygotowany.
Od trzech lat jest dobrze przygotowany. Zrobiliśmy projekt, ZUK wystąpił o zgodę na budowę. Zamknięty, przygotowany do aktualizacji, chodzi o zmianę cen na rynku budowlanym. W tym roku zaskoczyła nas wycena. Oszacowaliśmy nasz projekt (przy bardzo już podniesionym w ostrożnych szacunkach) na 1 300 000. Nagle się okazało, przed „zamknięciem wszystkich furtek” dostajemy wycenę 2 000 000 i 2 godziny na korektę. Jak już urzędnicy ogarnęli dokumentację i udało im się wszystkie pliki pootwierać, to okazało się, że można to podopinać. W tym roku dopisano, że należy go zaktualizować. No oczywiście, że należy zaktualizować. Jak przez trzy lata nic się z tym projektem nie robi, to my musimy go aktualizować.
A jak oceniasz to, co wydarzyło się w tym roku? Tę nakręcaną wojnę?
Ja upatruję w tym analogii do ubiegłego roku, do tego co się wydarzyło z unieważnionymi głosami. Nerwowa sytuacja, w której emocje wzięły górę. Jak powszechnie wiadomo, w emocjach dialogu się nie prowadzi. I teraz nie wiedzą, co z tym fantem zrobić. Bo argumenty i powody są nieadekwatne. Nie znajdują potwierdzenia w działaniu, faktach i wydarzeniach. I to zauważają Ci którzy „na chłodno” do tego podchodzą i publikują swoje zdania na ten temat. I za te głosy dziękujemy.
Cały wywiad już wkrótce do obejrzenia na naszym fanpage’u.