Od lipca Franciszek Bielowicki, syn znanego przedsiębiorcy, pełni funkcję doradcy premiera. Opozycja zastanawia się, czy jego zatrudnienie było wynikiem hojnych darowizn, które jego ojciec przekazywał na rzecz partii Donalda Tuska. W kwestionariuszu Bielowicki podał, że w ciągu trzech lat przed objęciem stanowiska w KPRM prowadził firmę Warsaw Memetica zajmującą się marketingiem i reklamą oraz miał umowę zlecenie z Platformą Obywatelską. Pojawia się pytanie, dlaczego tak młoda osoba otrzymała prestiżową posadę.
Jak podaje CIR, Franciszek Bielowicki brał aktywny udział w wielu kampaniach wyborczych, w tym w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych, tegorocznych wyborach samorządowych, do Parlamentu Europejskiego oraz w kampanii prezydenckiej w 2020 roku. Jednak nazwisko Bielowicki jest znane w PO także z powodu jego ojca, Grzegorza Bielowickiego, przedsiębiorcy i współzałożyciela funduszu Tar Heel Capital. Z danych wynika, że w ostatnich miesiącach Grzegorz Bielowicki trzykrotnie przekazywał darowizny na rzecz PO, łącznie wpłacając 107,4 tys. zł, z czego ostatnia, w wysokości 50 tys. zł, miała miejsce dwa miesiące przed zatrudnieniem syna w KPRM.
W rozmowie z prasą Grzegorz Bielowicki zapewnił, że nie miał wpływu na zatrudnienie syna, a podobne stanowisko wyraziło Centrum Informacyjne Rządu. Opozycja jednak pozostaje sceptyczna wobec tych wyjaśnień. Poseł PiS, Bartosz Kownacki, zwraca uwagę, że mimo iż stanowisko doradcy premiera nie jest wysoko opłacane, daje młodym osobom duże możliwości i jest cennym elementem w CV. Przypomniał również, że politycy PO w przeszłości krytykowali młodego doradcę Antoniego Macierewicza, Edmunda Jannigera.
CIR wyjaśniło, że Bielowicki wspiera KPRM w obszarze komunikacji rządowej w internecie i mediach społecznościowych, nie będąc bezpośrednim doradcą premiera.