… ks. Artur Rasmus – gdzie natura, kultura, ludzie i technologia tworzą jedno natchnione miejsce, zapomniane przez miasto…
Skolwin. To tu się zaczyna Szczecin. Pierwsze, co widać wpływając do Szczecina, to wieża kościoła parafialnego, który jest zaznaczony na mapach jako znak nawigacyjny, ułatwiający orientację sternikom pływającym po rozlewiskach Odry. Pierwsza wzmianka o kościele na tym wzgórzu pochodzi już z 1286 roku.
W obecnej bryle architektonicznej istnieje od roku 1689. Na wieży kościoła znajdowały się dwa dzwony z lat 1751 i 1765. Do naszych czasów zachował się tylko starszy dzwon, pochodzący z roku 1751, drugi zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Jego miejsce zajął dzwon z 1930 roku, pochodzący z nieistniejącej dziś kaplicy cmentarnej. Podczas II wojny światowej kościół nie został zniszczony. Naloty alianckie ominęły skolwińską świątynię. Kościół poświęcił w sierpniu 1946 roku ks. Henryk Domalewski. W czerwcu 1957 roku powołano w Skolwinie parafię pw. Chrystusa Króla, która funkcjonuje w tym miejscu do dziś.
Kolejnym morskim akcentem
w tej świątyni jest chrzcielnica z muszli największego małża na świecie – żyjącej w Pacyfiku w okolicach Wielkiej Rafy Koralowej oraz w Oceanie Indyjskim przydaczni olbrzymiej, której wielkość dochodzi do półtora metra, a masa ciała może przekraczać 250 kg.. Obwód muszli wynosi prawie 2,5 metra, długość około 91 cm, a szerokość około 50 cm. Stelaż, na którym spoczywa niezwykła chrzcielnica, zaprojektował szczeciński architekt, Juliusz Prandecki, który w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku był głównym projektantem nowej pochylni „Wulkan” w Stoczni Szczecińskiej. Stalowy, poruszający się na kółkach stelaż wykonali szczecińscy stoczniowcy.
W konstrukcji stelaża wykorzystano elementy starych świeczników. Jeden z nich widoczny jest na zdjęciu, pod muszlą z symbolem Chrystusa w okręgu. Dwa pozostałe są widoczne z boku. Jak widać doskonale sprawdziły się w nowej roli.
Ale nie o kościele chciałem pisać. To niezwykła parafia. Skolwin w dolnej części tzw. „dolny taras” to dzielnica przemysłowa.
Upadek starej papierni i idące za nim bezrobocie wielu mieszkańców oraz brak miejskiego wsparcia niestety zdegradowały okolicę. Kamienice nie zmieniły się od wojny. Miasto zamiast remontować i zadbać o osiedle, robi wszystko, by budynki sprzedać lub wyburzyć. Byle się pozbyć. Podobnie czują się mieszkańcy. Bezrobocie poskutkowało zniszczonymi życiorysami, nałogami i konfliktami z prawem. Do dziś niektórym trudno się podnieść z upadku. Na szczęście dzisiaj mieszkańcy tej części Skolwina to w większości zupełnie inni ludzie, mają pracę, wielu prowadzi jakąś swoją działalność. Młodzi ukończyli szkoły i studia. Część z nich wyjechała, ale wielu wkłada swój wysiłek, by na tym osiedlu żyło się lepiej. By Skolwin zmieniał się w perełkę i „wrócił do łask rządzących”.
Górny Skolwin zupełnie odmienny.
Rozbudowujące się osiedle domków jednorodzinnych z przepiękną panoramą na rozlewiska Odry i Jezioro Dąbskie. To właśnie przyciąga wielu nowych mieszkańców, wśród których jest były wojewoda szczeciński, Marek Tałasiewicz. Na obszarach, które były kiedyś polami powstaje właśnie kolejna część tego osiedla – ulice Melodyjna, Alabastrowa, Nefrytowa, Porannej Rosy.
Obie te, jakże odmienne, części Skolwina spaja część rolnicza.
Gospodarstwa rolne, w których można kupić swojskie mleko, jajka, ziemniaki – nie jakieś tam sklepowe. To ulica Inwalidzka biegnąca aż do Przęsocina. Miej więcej w połowie ulicy, na skrzyżowaniu z Głęboką, mieści się bocianie gniazdo, do którego co roku przylatuje bociania rodzina.
Niezwykłe były również powojenne losy Skolwina. Armia radziecka stworzyła Enklawę Policką i do czasu wywiezienia z dawnej niemieckiej fabryki benzyny syntetycznej wszystkiego, co się dało, Skolwin był takim obszarem granicznym. Po przekazaniu „Enklawy Polickiej” Polakom Skolwin funkcjonował jako odrębna wieś, którą później wchłonął Szczecin. Do wsi Skolwin trafił generał Mieczysław Boruta-Spiechowicz, jeden z dowódców w wojnie obronnej 1920 roku, który walczył w armii Andersa. Zaufał i po wojnie przyjechał na Skolwin, gdzie przez osadników, w głównej mierze repatriantów z Syberii, został wybrany sołtysem. Niestety, reżim komunistyczny robił wszystko, by pozbyć się generała. W styczniu 1964 roku zmuszony był wyjechać do Zakopanego
Żyjący jeszcze „Pionierzy Skolwina” do dziś z serdecznością wspominają generała i panią generałową. Pomagał sąsiadom jak tylko mógł. Jak trzeba było leki ściągnąć z zagranicy dla chorego dziecka, potrafił je załatwić. W czasie procesji Bożego Ciała wkładał generalski mundur i asystował księdzu pod baldachimem. Gdy został wybrany na przedstawiciela do Wojewódzkiej Rady, wstawiał się i walczył o sprawy rolnicze. Walczył o prawa mieszkańców i obywateli. Jawnie potępiał reżim komunistyczny, za co aparat bezpieczeństwa starał się, jak mógł, by go złamać. Wielki polski bohater i obywatel naszego miasta, a tak mało doceniany.
Na terenie parafii i pod jej auspicjami powstaje też Pustelnia de Foucauld. Siostra Kinga, która będzie w niej wiodła życie pustelnicze, obecnie w każdej „wolnej” chwili kwestuje na rzecz pustelni.
I właśnie w tak niezwykłej parafii posługuje ksiądz proboszcz Artur Rasmus-prawdziwy strażnik i animator małej ojczyzny
Pasjonat i historyk. Proboszcz z urzędu, a dla parafian przyjaciel, ojciec duchowy, przewodnik i animator kultury. Niezwykle skromna osoba, tytuły go krępują. Nie ma samochodu, żyje ubogo. Pomaga swoim parafianom, jak tylko może. Zawsze stara się znaleźć czas na pogawędkę czy też poważną rozmowę. Serce swoje oddaje w całości dla swojej małej społeczności, buduje taką „małą ojczyznę”.
Ktoś kiedyś ukuł takie powiedzenie, które zaczęto w dwojaki sposób realizować. Jedni dla wewnętrznego rozbicia wspólnoty narodowej, inni wręcz odwrotnie, by zjednoczyć lokalną społeczność, odnaleźć jej korzenie, a przez to budować silne, w szacunku do tradycji i historii, kulturalne społeczeństwo. Niewątpliwie z takim właśnie budującym animatorem kultury i historii spotykamy się na Skolwinie w parafii Chrystusa Króla. Posługuje tu dwóch księży: proboszcz ks. Artur Rasmus i ks. Jan Patocki, notariusz w Sądzie Metropolitalnym
Księże Arturze, do parafii przybył ksiądz 7 lat temu.
Tak było to w październiku, 7 lat temu. Skolwina prawie nie znałem. Należąc do muzycznej scholi „Kleks” działającej przy parafii św. Jana Chrzciciela w Szczecinie przybyliśmy tu z koncertem na zaproszenie ks. Jana Mazura. Było to ponad 30 lat temu, to było jedyne doświadczenie ze Skolwinem.
Pierwsza parafia, na której jest ksiądz proboszczem…
Właśnie, mówi się: pierwsza parafia – pierwsza miłość. Pierwszą parafią po święceniach kapłańskich była parafia św. Kazimierza w Policach. Liczyła wtedy 28.000 mieszkańców. Zgrana grupa kapłanów, pod przewodnictwem ówczesnego proboszcza ks. Jana Kazieczki. To wtedy uczyło się praktycznie wszystkiego, relacji z ludźmi, poznawania ich problemów i codzienności, katechezy w szkole dzieci i młodzieży, przygotowania do sakramentów, grup duszpasterskich… codzienne życie. Było się odpowiedzialnym za jakiś urywek życia parafialnego. Zrobiłeś to dobrze – miałeś satysfakcję. Coś się nie udało – myślałeś, jak to naprawić, usprawnić. Dzisiaj z doświadczeniami poprzednich parafii, gdzie byłem wikariuszem, jako proboszcz staram się o dobro duchowe i materialne dla małej i pięknej skolwińskiej parafii. Mój poprzednik, ks. Arkadiusz Wieczorek, pośród wielu działań wyremontował wieżę świątyni. Okazało się, że wieża była w katastrofalnym stanie. Działania ratownicze objęły demontaż starego hełmu wieży i latarni, oraz wierne odtworzenie tych elementów. Powyższe działania nie byłyby możliwe, gdyby nie działania

rajców miejskich oraz Miejskiego Konserwatora Zabytków (MKZ-przyp.red.)
Znany jest ksiądz z otwartości i dobrego serca, ale również z otwartości na instytucje kultury, szkoły czy Radę Osiedla.
No tak, bez nich samemu to się nic nie zrobi i niewiele zdziała na takim polu. Współpraca z Domem Kultury zawsze była w tej parafii i mam nadzieję, że dalej będzie się tak układać. Choćby znana już w Polsce Artystyczna Droga Krzyżowa. Niesamowite wydarzenie. Łączy lokalną społeczność zaangażowaną w jej przedstawienie, akcja dzieje się na ulicach Skolwina. Zaczyna się przy Domu Kultury i pod górę, niczym na „Golgotę”, ulicą Inwalidzką wspinamy się do kościoła. Za każdym razem jest to inna inscenizacja z innym scenariuszem. Ostatnia toczyła się we współczesnym świecie mediów. To naprawdę duże wydarzenie kulturalne. Ale też w kościele odbywają się koncerty kolęd, pasje czy też koncerty muzyczne, jak choćby ostatni koncert saksofonisty Jacka Skrzypczaka „Święta Hildegarda z Bingen – Muzyka natchniona”. Dobra współpraca ze szkołami SP 44 i MOW z ul. Kamiennej. Dzieci z SP 44 co roku miały koncert kolęd, podobnie jak dzieci z koła wokalnego DK, dziewczęta z MOW przygotowują wspólnie z Caritas zabawę Mikołajkową dla najmłodszych. Wszyscy razem jesteśmy dla siebie potrzebni.
A skąd to zainteresowanie historią Skolwina i jego mieszkańcami?
Chyba zaczęło się od pamiątkowej tablicy umieszczonej w kościele i dedykowanej fundatorom Drogi Krzyżowej. Byli to Sybiracy. Na spotkaniach poznawało się Ich losy, ich wędrówkę z „nieludzkiej ziemi” w nieznane, na „Ziemie Odzyskane”. Niezwykłe historie. Obok Sybiraków przybyli tutaj ci, którzy wracali z zachodu, z obozów pracy i obozów zagłady. Nie sposób nie wspomnieć o żołnierzach, którzy przeszli przez trzy kontynenty w armii gen. Andersa, czy też służyli w Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. I tak powstawała potężna baza „Pionierów Skolwina”.
Dla lepszej czytelności wprowadziłem założenie, iż chodzi o wszystkich mieszkańców Skolwina którzy przybyli tu po wojnie, do grudnia 1949 r. Życiorysy, nieraz bardzo okrojone, są wynikiem kwerend i poszukiwań. Ideałem jest zdobycie materiałów od członków rodziny, popartych dokumentami i fotografiami. Wspomniana baza znajduje się na stronie www.parafiaskolwin.pl, gdzie jest przejście na podstronę „Pionierzy Skolwina”. Udało się zebrać biogramy blisko 1500 osób, spisano wspomnienia.. Wielu z nich niestety już nie żyje. Najmłodszy z pionierów dziś ma 71 lat. To świadczy o tym, jak mało czasu zostało, by utrwalić jeszcze ich historie. Po spisaniu wspomnień i życiorysów wszystkie zostały potwierdzone w oparciu o zachowane dokumenty (o ile przetrwały próbę czasu), zweryfikowane w bazach danych, zautoryzowane przez rodziny. Niektóre osoby potwierdzono, niestety, już w wyszukiwarkach grobów na cmentarzach w Szczecinie i Policach. Weryfikowano również w zasobach IPN i wyszukiwarkach osób represjonowanych w Niemczech i ZSRR. Praca nad tą bazą stała się również inspiracją dla wielu, by spisać historię rodziny czy też stworzyć drzewo genealogiczne.
Czy można w jakiś sposób wesprzeć to dzieło?
W tym miejscu zwracam się do rodzin, które są spadkobiercami „Pionierów”, z prośbą o kontakt, o potwierdzenie faktów, dodanie nowych wiadomości oraz o wyeliminowanie zauważonych błędów. Biografie poniższe mają służyć wyłącznie celom poznawczym i historycznym oraz mają spełnić formułę: „Ocalić od zapomnienia”. Zbieranie materiałów i dotarcie do nich jest czasochłonne. Życiorysy powstają w oparciu o prosty schemat obejmujący chronologicznie dane opisywanej osoby. I z tym jest związana druga prośba. Poszukuję osób chętnych do zapisywania życiorysów, rodzinnych historii i lokalnych początków. Nagrywajcie rozmowy ze swoimi rodzicami i dziadkami. Dzisiaj każdy telefon może nagrywać nawet filmy. Ocalcie, ile się da, z ich wspomnień – to historia nas wszystkich. Filmiki możecie przesyłać również na parafię, dane są na stronie. Żeby zweryfikować, czy uzyskać dane o swoich dziadkach czy rodzicach w zasobach IPN czy też bazach osób represjonowanych, mogą się ubiegać tylko członkowie najbliższej rodziny. A tych również coraz mniej. Dlatego zachęcam do tego by szukać, zbierać, weryfikować. A może ktoś odkryje w sobie duszę historyka, pasję kronikarza. Linki do wyszukiwarek osób baz danych dostępne są na stronie parafiaskolwin.pl w zakładce Pionierzy Skolwina.
W tym roku wydał ksiądz album poświęcony byłej Szkole Podstawowej nr 17. Skąd pomysł?
Po Festynie Rodzinnym w 2019 r. na którym zaprezentowanych było ok. 70 fotografii związanych z SP
17 w Skolwinie, uruchomiły się wspomnienia… Ludzie chodzili, oglądali zdjęcia, wspominali szkołę i tamte czasy. Efektem tego było 30 kolejnych fotografii zbiorowych (uczniowie z wychowawcami). W październiku 2020 r. wyszła książka „17-moja szkoła”, cały czas dostępna w parafii. I znów wspomnienia ruszyły i otworzyły się pudełka i albumy z fotografiami. Mimo pandemii ludzie sygnalizują iż mają zdjęcia z tego okresu w swoich albumach. Skanują i przesyłają. Jak ktoś nie ma skanera to przywozi mi zdjęcie do zeskanowania. Ważne, by skanować w jak najwyższej rozdzielczości, by zdjęcia były czytelne. Wiadomo, że są już „ugryzione zębem czasu”
Jakie plany na przyszłość? kolejna książka?
Myślę, że tak. Nadszedł już czas, by wydać pozycję poświęconą pionierom Skolwina. Materiału dużo we wspomnianej wcześniej pozycji internetowej „Pionierzy Skolwina”. Zasób, który ukaże się drukiem, już się konkretyzuje. Publikowane będą tylko te pewne i potwierdzone biogramy. Trzeba wydać wersję drukowaną, którą będzie można fizycznie wziąć w rękę i poczytać. Choćby dlatego, że dla wielu seniorów „internety” to nie dla nich, oni wolą książkę, gazetę, a nie telewizory i ekrany. A też chciałbym zdążyć z wydaniem, póki jeszcze żyją ci, którzy mogą coś dodać, opowiedzieć jakąś historię. I tu prośba do czytających. Z 1500 biogramów wybieramy przeszło 1000 – 1100. Trzeba mieć świadomość uciekającego czasu . Trzy czwarte z nich już niestety nie żyje. Skupiliśmy się naprawdę na pionierach, tych co żyli tu między 1945 a 1949 rokiem. To dzisiaj wiekowi ludzie i z każdym rokiem jest ich coraz mniej.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu pomocnych serc i dłoni.
Maciej Zaśko