Służba zdrowia od zawsze borykała się z wieloma problemami. Trwający od dłuższego czasu kryzys wywołany przez pandemię zdecydowanie jej nie sprzyja. Tworzy się szpitale tymczasowe i oddziały, które przyjmują jedynie pacjentów „covidowych”, zakupuje się respiratory i zaopatruje służbę medyczną w maski, kombinezony i rękawiczki. Niestety w ferworze walki z pandemią zwykle zapomina się o osobach dotkniętych innymi schorzeniami.
Doktor Zbigniew Martyka, ordynator oddziału zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej zdecydowanie zaprzecza stwierdzeniom, jakoby koronawirus stanowił obecnie nasz największy problem.
-Bardziej niepokojący jest, ok. czterdziestoprocentowy wzrost liczby zgonów, spowodowanych innymi chorobami, które zostały odsunięte na drugi plan z powodu paraliżu systemu ochrony zdrowia – mówił na antenie radia RDN.
Dodał również, że głównym zabójcą w okresie tej pandemii jest wielomiesięczny brak dostępu do stałej opieki lekarskiej. W jego opinii placówki medyczne są nastawione jedynie na przyjmowanie chorych z Covid – 19.
-Wstrzymano prawie wszystkie planowe przyjęcia w szpitalach, co spowodowało że pacjenci przyjmowani do szpitala są w stanie skrajnie ciężkim. Niektórzy czekający w kolejkach umierają w domu, umierają w karetkach, poczekalniach. A więc, lekarstwo gorsze niż choroba – skwitował.
Już kilka miesięcy temu dr Łukasz Paluch z Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie zwracał uwagę na to, że problem jest dwupłaszczyznowy. Z jednej strony odwołuje się wiele planowych zabiegów i wizyt kontrolnych, z drugiej sami pacjenci przestali zgłaszać się do lekarzy z obawy przed zarażeniem.
-Problem dotyczy przede wszystkim osób z chorobami endokrynologicznymi, kardiologicznymi, ale właściwe dotyczy to każdej innej grupy chorób. Mamy problem też z pacjentami onkologicznymi, oni nie są diagnozowani tak szybko, jak powinni. Dodatkowo pojawiają się nowe problemy zdrowotne związane pośrednio z koronawirusem, to są przede wszystkim choroby wynikające z długotrwałego unieruchomienia, czyli pochodne zakrzepicy i niewydolności żylnej – mówi lekarz.
Nieleczona niewydolność żylna może doprowadzić do zatorowości płucnej, która często kończy się zgonem.
Medyk zaznacza, że inne choroby wcale nie zniknęły, są jedynie zamiatane pod dywan. Pacjentom są udzielane teleporady, podczas których nie sposób ich zbadać, zoperować, wykonać USG czy tomografii. Skutki nieleczenia chorób przewlekłych będą zauważalne latami, a pacjenci, których teraz się zaniedba, mogą cierpieć do końca życia.
Prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych, Michał Sutkowski, w rozmowie dla Onet.pl mówił:
“Będziemy mieli tsunami i epidemię chorób nowotworowych, neurologicznych czy metabolicznych, które w tym roku nie zostały rozpoznane. To tsunami przyjdzie i będzie dużą falą. Może nie tak gwałtowną i spektakularną, bo na koronawirusa wszyscy zwracają uwagę. Na te osoby, które będą w ciszy umierały z powodu nowotworów, cukrzycy i innych chorób, niestety patrzymy już zdecydowanie mniej”