Do zdarzenia doszło w piątek 24 lutego w powiecie gryfickim na jeziorze Resko Przymorskie. Strażacy uratowali 3 mężczyzn, obywateli Niemiec, którzy dryfowali zepsutą tratwą po akwenie. Wszystko wskazuje na to, że chcieli splądrować wrak samolotu, który zatonął tam pod koniec II Wojny Światowej.
Strażacy musieli ratować Niemców z trzcinowiska, po tym jak silnik na ich tratwie odmówił posłuszeństwa. Dzięki szybkiej i profesjonalnej interwencji straży, nikomu nic się nie stało. Jednak ekwipunek jakim dysponowali amatorzy wodnych przygód wzbudził podejrzenia. Chodzi o pompy wodne oraz worki wypornościowe, ich obecność wskazuje jednoznacznie, że obywatele Niemiec poszukiwali czegoś w jeziorze. Celem ich eksploracji był najprawdopodobniej wrak wodnosamolotu Dornier Do-24, który spoczywa na dnie od czasów II Wojny Światowej. Jednak w niektórych przekazach można znaleźć nawet historię o rzekomym pogrzebaniu na dnie jeziora słynnej Bursztynowej Komnaty. Czego tak naprawdę szukali Niemcy, tego nie wiadomo.
Wrak wspomnianego samolotu oficjalnie próbowali spenetrować po raz pierwszy dopiero w 1987 roku płetwonurkowie z klubu „RIF” z Woroneża i Harcerskiego Klubu Płetwonurków „Moana” z Wrocławia. Czterdziestoosobowa ekipa wspierana była wtedy przez wojsko. Badano prawdziwość informacji, które pozyskano od radzieckiego pułkownika Nowikowa, który w 1945 roku opisał zestrzelenie samolotu. Jednak w jego przekazie był to Junkers, a nie Dornier. To właśnie Nowikow sugerował, że samolot mógł przewozić elementy Bursztynowej Komnaty. Podczas poszukiwań wraku nie potwierdzono jednak tych informacji. Jak twierdzi Leszek Adamczewski, autor książki „Zaginiona komnata”, eksploratorom udało się wyciągnąć na powierzchnię jedynie część srebrnej zastawy, wisiorek i pierścionek. Znaleziono również dokumenty potwierdzające, że maszyna wstępnie startowała z Królewca. Nurkowie odnaleźli jedynie element kabiny samolotu, reszty nie udało się zlokalizować. Można więc przypuszczać, że największa część samolotu do dziś nie została odkryta. Nawet jeżeli na jego pokładzie nie było skrzyń z Bursztynową Komnatą, to sam wrak jest niezwykle cenny. Na świecie zachowały się bowiem jedynie dwa egzemplarze tego modelu. Co więc chcieli wydobyć Niemcy z dna jeziora? Przypadkowo nie byli przecież wyposażeni w tak profesjonalny sprzęt.
W oficjalnym przekazie na pokładzie samolotu znajdować się miało 76 osób, głownie dzieci. Ofiary upamiętnia pomnik, który ustawiono kilka lat temu na brzegu jeziora. Co ciekawe jedna osoba z tej katastrofy wyszła bez szwanku. Czy miała ona jakieś nieoficjalne informacje na temat przewożonego ładunku, tego nie wiadomo.
Polecamy także:
Marcin Sławecki o Tygodniu Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem