Przy okazji dyskusji o procedurze nadawania i zmian nazw ulic, placów i parków na dzisiejszej Sesji Rady Miasta wywiązała się dość burzliwa dyskusja o Radach Osiedli.
Pomimo tego, że są one – w sensie ścisłym – jednostkami pomocniczymi gmin, wciąż jeszcze wielu mieszkańców myli Rady Osiedli z radami spółdzielni mieszkaniowych. Trochę inaczej jest w obszarach, gdzie nie ma spółdzielni mieszkaniowych lub stanowią one mały procent substancji mieszkaniowej.
Kluczowym elementem tworzącym współczesny kształt polskich Rad Osiedli jest ustawa o samorządzie terytorialnym z 1990 roku, która przyniosła ustrojową zmianę w sytuacji polskich gmin.
Na poziomie dzielnic miast, ustawa zawierała zapis o możliwości tworzenia przez gminy jednostek pomocniczych w postaci dzielnic miejskich i osiedli (oraz sołectw na wsi). Ustawa czyniła z gmin rzeczywisty podmiot życia lokalnego, posiadający osobowość prawną i majątek. W efekcie dzielnice czy osiedla stanowić musiały element składowy gminy. Rozstrzygnięto kwestię relacji między osiedlowym (dzielnicowym) samorządem terytorialnym a strukturami spółdzielni mieszkaniowych.
Rady Osiedli stały się częścią administracji publicznej, a ściślej mówiąc – częścią składową gminy. Nie otrzymały one jednak prawnej odrębności – jednostki pomocnicze nie mogą dysponować władztwem publicznym. Są traktowane jako forum aktywności grup ludności i artykulacji ich interesów.
CZEMU SŁUŻĄ RADY OSIEDLI?
Ustawowe zabezpieczenie możliwości stworzenia jednostek pomocniczych wynikać może z wielu powodów. Można wskazać kilka zasadniczych uzasadnień dla idei tworzenia jednostek pomocniczych. Rady Osiedli stanowią część porządku władzy, to niejednokrotnie ich działanie jest postrzegane jako przejaw oddolnej aktywności obywateli domagających się respektowania swoich praw. W istocie Rady Osiedli usytuowane są w przestrzeni między sferą struktur formalnej władzy a sferą nieformalnej samoorganizacji społecznej. Uzyskanie przez obywateli możliwości decydowania stanowi o ich upodmiotowieniu.
Stworzenie Rad Osiedli miało uczynić władze bliższą ludzi. Ta wsłuchując się w głosy przekazywane przez nie, miała odpowiadać na potrzeby mieszkańców osiedli i podejmować zasadne decyzje. W ten sposób miano uzyskać większą transparentność decyzji, w których przygotowywaniu i przeprowadzaniu bierze udział więcej obywateli.
Jak jest w Szczecinie?
Po wysłuchaniu dyskusji radnych, wniosek jawi się jeden. Choć ma to być zdobycz demokracji, o którą zabiegał Radny Bartnik (jak sam mówił na sesji) przez 30 lat, to z wypowiedzi pani mecenas jak i innych radnych jak np. radnego Żylika wywnioskować można było, że to zbędny twór do niczego niepotrzebny miastu. Liczyć się z nim nie trzeba (taki wniosek po wypowiedzi pani prawnik Rady Miasta) a i tak ludzie przychodzą z problemami do Radnych Miejskich a nie osiedlowych co sugerował radny Żylik.
A jeszcze nie dawno toczyła się batalia, że Rady Osiedli to przedłużone macki władzy i tylko ludzie prezydenta miasta tam siedzą. Po dzisiejszej sesji to chyba należałoby powiedzieć, zbędny balast prezydenta z którym nie ma co się liczyć. To po co w takim razie tworzy się jakieś fikcje? Sami radni na ostatniej sesji przyznali, że
w tej kadencji nie przyjęto żadnej z propozycji mieszkańców. Przyjmuje się tylko i wyłącznie to, co prezydent podsyła i prawo wymusza. Mieszkańcy nic nie znaczą w tej kadencji – mówiła radna Łongiewska-Wijas
Dziś dowiedzieliśmy się, że nawet Rady Osiedli nic nie znaczą dla władz miasta, W takim razie ile jest obywatelskości w naszym mieście? Jakie mamy przełożenie na to co robi zarząd miasta? Jakie są realne szanse na to, że Szpinakowy Pałac zobaczy iż po za jego urzędnikami w tym mieście jeszcze ktoś mieszka?