Dzisiaj wracając z reportażu do domu spotkałem na ulicach Stołczyna ekipy sprzątające. Rzadki to widok. W północnej dzielnicy miasta zdarza się to dwa razy do roku.
Dwa razy w roku koszą trawę i dwa razy w roku sprzątają, przycinają nieudacznie krzewy itp. Z zadziwiającą precyzją zditm potrafi przy tym określić granice miasta i tylko na „miejskich terenach sprząta”. Taka perfekcyjna precyzja występuje tylko i wyłącznie w sytuacji sprzątania z wyłączeniem zimy oczywiście. Zimą to służby podległe prezydentowi skutecznie egzekwują zapisy zmuszające do odśnieżania chodniki i połowy drogi przylegającej do prywatnej posesji. Wtedy swoje obowiązki opisuje innym i za ich nie wykonanie kary nakłada.
W tym roku nawet planu koszenia nie wykonali bo miasto niby oszczędzało koszty, zwalając wszystko na wyśmianą przez specjalistów od przyrody „widzimisię” pseudoekologów.
Ale nie o nich miało tu być, choć nie do końca. Wszak wiadomo, że to w większości ta sama grupa, co protestujący bałaganiarze i wandale, jacy wylegli ostatnio swawolnie na ulice miast. Dzisiejszy protest taksówkarzy jakże odmienny od wcześniejszych. Cisza i spokój, którą zakłóciły Policyjne wyskoki. Wcześniej mieliśmy śmietnik zalewający miasto którego do dziś nie posprzątano. Hołota, bo z kulturą to nic wspólnego nie miało, szła i demolowała miasto. Całe centrum, chodniki, ściany, reklamy, znaki drogowe pełne są chamski i wulgarnych tagów, wpisów itp. Naznosili śmieci w różne miejsca i ich nie sprzątali. Obraz tych działań mamy jeszcze na Mickiewicza, gdzie największy śmietnik zrobiono. Ale co się dziwić hołocie.
Z jednej strony ikony protestów nakręcając się nieustannie i objawiając się jako ci najporządniejsi, z drugiej pokazały światu brak elementarnej wiedzy o kulturze, ładzie i porządku. Pomijając całą masę przepisów jakie zostały złamane przy okazji tych spędów, do dziś niestety do czynienia mamy z zaśmiecaniem miasta. Zaśmiecili i nie posprzątali.
Miasto zapomniało kompletnie o Art. 145. [Zaśmiecanie miejsc publicznych]
Kto zanieczyszcza lub zaśmieca miejsca dostępne dla publiczności, a w szczególności drogę, ulicę, plac, ogród, trawnik lub zieleniec, podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany.
Problem w tym, że by ich ukarać sami musieliby się wywiązywać z obowiązków porządkowych a jak już na początku wskazałem, miasto ma z tym problem. Prezydent, rajcy i urzędnicy miejscy sami nie dbają o to miasto. Przykład więc idzie z góry. Czy przyjdzie opamiętanie? Czy w końcu bałaganiarze posprzątają po sobie? pousuwają wszystkie bohomazy z przestrzeni publicznej? Czy miasto w końcu zacznie egzekwować przepisy porządkowe i ukarze tych co zaśmiecili przestrzeń miasta? Gdzie są ruchy miejskie, które chełpią się dbaniem o miasto i przestrzeń miejską?