Nauczyciele jednej ze szkół podstawowych nie poprawiają błędów uczniów, by ci „nie tracili chęci do nauki”. Czy w tym przypadku przedkładanie dobrego samopoczucia dzieci ponad ich edukację jest właściwe?
O sprawie doniosła jedna z największych szwedzkich gazet „Göteborgs – Posten”. Została zaalarmowana przez jedną z czytelniczek, która zaniepokoiła się po sprawdzeniu zeszytu od matematyki swojej córki, uczennicy pierwszej klasy szkoły podstawowej. Zauważyła bowiem, że prawie wszystkie zadania wykonane są błędnie i nie zostały ocenione, ani poprawione przez nauczyciela. Opatrzył on jedynie komentarzem „dobrze” ćwiczenia wykonane w ramach pracy domowej, pod okiem rodziców.
Kobieta w pierwszej kolejności chciała wyjaśnić sprawę z nauczycielem, ten stwierdził jednak, że postępuje tak jak inni pedagodzy. Zwróciła się więc do dyrektora szkoły, który w mailu zwrotnym odpowiedział, że „ogólnie matematyka jest przedmiotem, w którym zadania można wykonać prawidłowo lub błędnie, ale z tego powodu wielu uczniów traci chęć do nauki”. W jego ocenie najważniejsze nie jest „poprawianie i pokazywanie błędów”, ale też „dbałość o zainteresowanie przedmiotem”.
To podejście wywołało oburzenie u matki, która uważa że w prawdziwym życiu raz będzie dobrze, a raz źle – trzeba więc nauczyć dziecko radzenia sobie zarówno z sukcesami, jak i porażkami. Jeżeli dziecko popełnia błąd, należy wskazać mu co jest poprawne. Dbaniem o zainteresowanie przedmiotem powinien zaś zatroszczyć się sam nauczyciel, wykazując się kreatywnością.
Po ukazaniu się artykułu w szwedzkiej gazecie wybuchła debata. Pojawiły się głosy stwierdzające, że niereagowanie na błędy to „prawdziwa zdrada uczniów”, którzy, jeżeli teraz pozostaną w tyle, będą narażeni na późniejsze niepowodzenia.