Szczecińskie Pogodno. Spokojna ulica, która swoją nazwą nawiązuje do zdecydowanie niespokojnych wydarzeń. Kto i dlaczego walczył pod Somosierrą?
Rok 1808. Napoleon postanawia wykorzystać hiszpańskie spory o tron. Zwabił więc obu pretendentów – Karola IV i Ferdynanda VII – do Bajonny, pod pretekstem rokowań. Na miejscu jednak ich aresztował, a królem Hiszpanii mianował swojego brata Józefa Bonaparte.
Wywołuje to sprzeciw wśród mieszkańców Madrytu, którzy stają w obronie wywożonych do Francji monarchów. Rozpoczynają się krwawe pacyfikacje wzburzonych tłumów. Szacuje się, że Francuzi w ciągu dwóch dni wymordowali ponad 300 ludzi. Na skutek silnej mobilizacji wśród wszystkich hiszpańskich warstw społecznych udaje się odeprzeć wojska napoleońskie.
Napoleon w tym momencie przestał lekceważyć przeciwnika i postanowił sam poprowadzić działania wojenne. 30 listopada 1808 roku jego wojska dotarły do przełęczy Somosierra, która była ostatnią naturalną barierą na drodze do Madrytu. W tym strategicznym miejscu rozmieścił też swe powstańcze wojska generał Benito San Juan. Somosierra wydawała się nie do przekroczenia. Była to kamienista dolina, przez którą przechodziła wijąca się wzwyż droga. Dodatkowo każde załamanie tej drogi obstawione było działami i ubezpieczającą je piechotą, a liczne kamienne murki i drzewa osłaniały strzelców.
Francuzi rozłożyli ręce, bezsilni wobec hiszpańskiego oporu. Napoleon miał wtedy powiedzieć: „Zostawcie to Polakom”. Co prawda cesarz planował wykorzystanie polskich szwoleżerów tylko do zaatakowania pierwszej baterii dział, lecz poszli oni zdecydowanie dalej. W dzikim pędzie rzucili się wprost pod hiszpański ostrzał. Po pierwszej salwie kontuzji doznaje pułkownik Kozietulski, który pozostawia martwego konia i na piechotę rusza za szarżą, przy trzeciej baterii ginie porucznik Krzyżanowski i pada ranny kapitan Dziewanowski, a do ostatnich dział dociera jedynie garstka ludzi z cudem ocalałym porucznikiem Niegolewskim. Szarża trwała osiem minut i zakończyła się powodzeniem.
Niewątpliwie polski szwadron dokonał tego listopadowego dnia rzeczy niemal niemożliwej. Jednak należy zadać sobie pytanie – w imię czego? Za polskie poświęcenie nagrodą był krzyż Legii Honorowej i pochwała. Trafne wydaje się, popularne w XIX wieku, powiedzenie, iż „Polacy są jedyną nacją gotową służyć i oddawać życie za merci”. Tymczasem Polacy marzyli o niepodległości, która Napoleonowi była nie na rękę i której nie chciał. Dał temu wystarczający wyraz przy okazji pokoju w Tylży z 1807 roku, kiedy miał okazję do odbudowy Polski, a z której nie skorzystał. Zamiast tego powołał do życia niewielkie Księstwo Warszawskie, któremu następnie narzucił konstytucję oktrojowaną, a więc taką która nie przechodziła procedury ustawodawczej.
Kolejnym kuriozum był fakt, że Polacy walczący o swą niepodległość zwalczali Hiszpanów, którzy również pragnęli odzyskania ojczyzny. Wedle zapisków uczestnika tamtych wydarzeń, Kajetana Wojciechowskiego, pewien iberyjski ksiądz katolicki zapytał go: „Czyśmy kiedy wasz kraj naszli, wasze mienie zabrali, wasze znaczenie zniszczyli? Powiedzcie otwarcie, dlaczego się tak ślepo za cudzą sprawę poświęcacie?”. Pytanie to oczywiście pozostało bez odpowiedzi.