Jeszcze do niedawna te urządzenia kupowały tylko osoby z przewlekłymi chorobami płuc jak astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc. Pandemia sprawiła, że Polacy zaczęli sięgać po pulsoksymetry profilaktycznie. Po ostatnich konferencjach i ewidentnym wskazaniu na nie przez specjalistów:
„To urządzenie jako jedyne pozwala nam w domowych warunkach sprawdzić w jakim stadium COVID-19 jest pacjent i czy wymaga pilnej hospitalizacji”
nastąpił boom na wynalazek, który zaczął znikać z półek w aptekach i sklepach. Sytuacja zaczyna pomału przypominać akcję z maseczkami i płynem dezynfekcyjnym w marcu. Ale okazuje się, że doskonale z tematem radzą sobie aplikacje w telefonach. A w połączeniu ze smartwatch’em to już pełna diagnostyka. Np. aplikacja Healt czy jej podobne mogą zastąpić to urządzenie na czas oczekiwania na urządzenie.
Sprawność aplikacji przetestowano już w kilku instytucjach, chorzy – astmatycy, sportowcy czy też osoby postronne. Wyniki testu były zbliżone bądź identyczne u poszczególnych testerów. Tak więc szanowni, w oczekiwaniu na przyjście zamówionego pulsksymetru, z którym przy zamówieniach z Chin przesyłka może dotrzeć nawet po 4 miesiącach, korzystajcie z dobroci nauki jakie mace w rękach i na rękach.
Panie 'Zaski’! Panski artykuł ma znamiona fakenewsa. Brakuje w nim podstawowych informacji. Jakie smartwatche, jaka konkretnie aplikacja i link do niej. Ten artykuł to zwykły click bait ic nie wnoszacy do tematu.
nie nie każda podana nazwa smartwatcha to reklama. To nie artykuł sponsorowany ani reklama więc nie będziemy żadnej marki reklamować. Informacją podstawową jest to że aplikacja Healt i jej podobne, które kontrolują gospodarkę tlenową dadzą radę zastąpić albo przynajmniej przetrwać do czasu zakupienia pulsoksymetru. Nie trzeba być naukowcem by kupić sobie smartwatcha czy telefon który daje możliwość pomiaru pulsu. Wiele marek telefonów, które od kilku lat są na rynku oferuje telefony z taką funkcją. Sporo czytelników też je używa, nie korzystają w pełni z możliwości posiadanego urządzenia. Jak pisałęm w kilku instytucjach wśród pracowników przeprowadzono testy porównawcze i dały taki sam bądź bardzo zbliżony (różnica do 3%). Choć ja sam osobiście uważam to za całkowicie zbędne i nabijanie kasy „padlinożercom”, którzy dorabiają się na podnoszeniu cen tego typu artykułów w okresie pandemii. A co do fakenewsa to radzę się zapoznać z pojęciem.