Napisała do mnie z prośbą pani Agnieszka. Przyznam, że po przeczytaniu tego listu nie bardzo wiedziałem czy jest jeszcze sens coś innego dopisywać. Poprosiłem ją o zgodę na publikację i sami przeczytajcie.
„Dzisiaj różne „baby” łażą po ulicach i protestują chcąc mordować dzieci. Tak to trzeba jasno powiedzieć. Choć plują jadem i wyją z wściekłości kiedy o tym mówimy. One chcą mordować. Kiedyś też byłam taka głupia jak one. Dałam się nawet namówić jednej takiej co z piorunem dzisiaj gania na aborcję. Ta mnie odprowadziła pod budynek z gabinetem w którym to się miało dokonać. Zostawiła pod drzwiami i powiedziała, że jak będzie już po mam zadzwonić może przyjedzie po mnie. Po wejściu ujrzałam wychodzącą zakonnicę. Ona też? Pomyślałam wtedy jak głupia jakaś.
Gdy weszłam na schody ona schodziła i w momencie, kiedy mnie mijała zatrzymała się i spojrzałyśmy na siebie. W jej oczach zobaczyłam coś co trudno opisać. Poczułam się przy niej bardzo bezpieczna, jakieś takie ciepło od niej biło, że koniecznie musiałam się do niej przytulić. Zrobiłam to. Ona mnie przytuliła. Po chwili powiedziała, chodź to nie miejsce dla ciebie. Zawiozę Cię, gdzieś gdzie się tobą zaopiekują. Jechałyśmy, może z pół godziny. A wydawało się jakbyśmy wieczność jechały. Dotarłyśmy gdzieś na jakąś wiochę zabitą dechami, gdzieś na krańcu świata. Zatrzymałyśmy się przed jakimś domem z dużym ogrodem. Tu się tobą zaopiekują i ci pomogą. Spojrzałam na nią i uświadomiłam sobie, że przez cały ten czas gapiłam się bez celu przed siebie. Nie odpowiadałam na jej pytania. Po prostu chciałam by mówiła i nie przerywała. Czułam się tak jakbym chciała się czuć u mamy. Tak mi się wydaje, bo nigdy jej nie widziałam. Tułaczka po domach dziecka a potem szybki seks z typem który mówił, że mnie kocha, a po seksie kazał się ubierać i wypier… bo następna chętna czeka. Tak samo teraz krzyczą podobne do niego i identyczni faceci jak ten co mnie wykorzystał. Później okazało się, że ten jeden raz wystarczył by zostać matką. Oczywiście teraz tak mówię wtedy myślałam, co z tym zrobić? Nie brałam pod uwagę, że to dziecko, moje dziecko.
Stało się tak jak mówiła siostrzyczka która mnie wiozła. Siostrzyczki naprawdę się mną zajęły. Pomogły w tej trudnej chwili. Zaopiekowały, załatwiły psycholog i w ogóle. Jestem im naprawdę wdzięczna. Zrobiły to co powinny. Otrzymałam to, co było dla mnie niezbędne. Bez nich pewnie straciłabym swego synka. Dziękuję również tej siostrze co mnie wtedy zabrała z drogi do gabinetu. Dziś jestem szczęśliwą mamą trójki dzieci. Mam super męża. No i najważniejsze jestem mocniejsza psychicznie.
Proszę pana, napisze pan o tym cudownym domu i cudownych siostrach, które są jak mama ale i starsze rodzeństwo zarazem. One serce oddają dla swoich dziewcząt. Niektóre są „krnąbrne” jak mawia jedna z nich, i niewdzięczne. Ale to na początku, bo się boją sytuacji, boją się otworzyć a przede wszystkim nie potrafimy przyjmować pomocy. Boimy się, że po raz kolejny zostaniemy wykorzystane. I często to nasze „nieposłuszeństwo i krnąbrność” to taka zasłona dymna. Też taka byłam. Ale jak w końcu pękłam i dałam sobie pomóc świat nabrał kolorów. Pojawiły się szanse i pomoc.
Ostatnio to co się wyprawia na ulicach to jedna wielka manipulacja. Te dziewczyny, które przeżyły może dramat, ale na pewno takie trudne chwile życia jak ja i wyszły z tego, doskonale widzą co się dzieje. Kolejna grupa „pustych bab” chce je wykorzystać!!! dla własnych interesów. Żadna z wiodących wodzirejek tej zadymy nie walczy. Każda coś sobie załatwia i tylko głupi za nimi chodzą. I ten język „rynsztokowy” jak mawiała moja babcia. Normalna kobieta takim językiem się nie posługuje. Najczęściej nim się posługują Ci co chcą nam, kobietom, krzywdę zrobić i tak też jest tym razem…”
Dom na krańcu świata
Ośrodek Wsparcia – Dom dla Matek z Małoletnimi Dziećmi i Kobiet w Ciąży tak brzmi pełna nazwa tego ośrodka. Powstał z inicjatywy bpa Stanisława Stefanka, „który przedstawił naglącą potrzebę diecezji szczecińsko-kamieńskiej: opiekę i apostolat wśród dziewcząt i kobiet zagrożonych moralnie” – taki zapis znajdziemy w kronice domu.
Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek – Samarytanek Krzyża Chrystusowego do którego zwrócił się z prośbą biskup Stefanek, założyła je w 1926 r. w Warszawie sługa Boża matka Wincenta od Męki Pańskiej Jadwiga Jaroszewska. Założycielkę cechowała samarytańska miłość do ludzi błądzących. Spośród nich szczególną troską obejmowała ona dziewczęta i kobiety wymagające wsparcia w ciężkich życiowych doświadczeniach opowiadały siostry kiedy pierwszy raz się u nich pojawiłem ze znajomymi.
4 września 1981 r. z inicjatywy szczecińsko-kamieńskiej Kurii Biskupiej zgromadzenie otrzymało na własność położone w Karwowie prywatne gospodarstwo rolne Anny Kosobuckiej. Siostry przejęły dom oraz 5,26 ha ziemi. Pierwszą przełożoną została s. Assunta Sasadeusz. Zaczęła przystosowywać dom do nowych zadań. Początkowo warunki były prawdziwie spartańskie. Dwa lata trwał remont. Podniesione zostało poddasze, gdzie powstały pokoje dla mieszkanek. Wybudowano kaplicę, służącą również mieszkańcom wsi. We wszystkich poczynaniach s. Assuntę wspierał bp Stanisław Stefanek. W trakcie remontu nieodpłatnie na rzecz domu działały firmy i zakłady pracy oraz osoby prywatne z kraju i z zagranicy. W pomoc angażował się Szczeciński Klub Katolików z ówczesnym prezesem Edmundem Bilickim, późniejszym senatorem ziemi szczecińskiej.
Ważną datą jest 3 listopada 1984 r. Zgromadzenie otrzymało wówczas zezwolenie ówczesnego ordynariusza diecezji – bp. Kazimierza Majdańskiego na założenie placówki apostolskiej. 18 listopada 1984 r. bp Majdański poświęcił kaplicę domu.
Dziś wszyscy trzej już nie żyją. Pierwsza podopieczna w ciąży została przyjęta do domu w 1983 r.
Siostry są naprawdę przesympatyczne, ale zarazem twardo trzymają zasady. To jest coś z czym na początku walczy większość podopiecznych. Każda, która przychodzi do naszego domu na początku nie chce się dostosować. „Chcą urządzać nas po swojemu”. Koniec końców gdy odchodzą to dziękują, że nie ustąpiłyśmy. Że te zasady dały im poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Mówiły wtedy siostry.
Całkiem nie dawno miałem okazję być tam ponownie. Dom po remoncie, pięknie zadbany ogród. Cisza i spokój. Kręcące się maluszki i biegające za nimi mamy, nie powodują tam zgiełku i „charakterystycznego harmideru” panującego w innych podobnych placówkach, prowadzonych przez świeckie organizacje (których nie wymienię bo nie o to w tym artykule chodzi). Niesamowite miejsce które pomogło stanąć na nogi setkom młodych mam.