Asp. szt. Marcin Lewczycki z KPP Stargard lata temu zarejestrował się jako potencjalny dawca w fundacji DKMS. Teraz okazało się, że jego „genetyczny bliźniak” z odległego kontynentu potrzebuje pomocy. Funkcjonariusz nie zastanawiał się ani chwili.
Według danych fundacji DKMS w Polsce co 40 min. ktoś dowiaduje się, że zdiagnozowano u niego białaczkę lub inny nowotwór krwi. W przypadku tej choroby wiek nie ma znaczenia, są na nią narażeni zarówno starsi ludzie, jak i maleńkie dzieci. Dla wielu chorych jedyną szansą na przeżycie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych od zupełnie obcej osoby.
Fundacja DKMS rejestruje potencjalnych dawców, z którymi kontaktuje się, gdy zgłosi się do nich „genetyczny bliźniak” potrzebujący pomocy. Nie zawsze jest to łatwe zadanie. Dawcy rejestrują się w bazie i wraz z upływem lat zapominają o tym. Gdy fundacja kontaktuje się z nimi, często nie są już tacy pewni decyzji podjętej dawno temu.
Inni natomiast nie mają wątpliwości co do tego, jak powinni postąpić. Tak było w przypadku asp. szt. Marcina Lewczyckiego z Referatu Patrolowo-Interwencyjnego Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie, który na początku marca br. dowiedział się, że istnieje osoba, której to właśnie on może uratować życie.
W maju przeszedł szereg badań w Warszawie, które potwierdziły, że może być dawcą. Dwa tygodnie później było już po wszystkim. Cały zabieg trwał około czterech godzin. Policjant oddał komórki macierzyste, które trafią do jego „bliźniaka genetycznego” aż w USA. Za kilka miesięcy dowie sie, czy przeszczep się powiódł, a po 2 latach, za zgodą biorcy, może poznać jego tożsamość.
Polecamy także:
Bestia z Sulikowa. Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Dawidowi J.
Szczecin: 35-latek poszukiwany listem gończym chował się przed policją w… kanapie u znajomej