Marcin Lewandowski nie spełnił marzeń o olimpijskim medalu. Niektórzy nazywają go pechowcem – on sam twierdzi, że ma szczęście, którego nic mu nie odbierze.
Nie udało się spełnić marzeń
Marcin Lewandowski to były zawodnik Ósemki Police i absolwent wychowania fizycznego na Uniwersytecie Szczecińskim. Osiągał sukcesy zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Jego sportowy dorobek dawał wielką nadzieję na zdobycie olimpijskiego medalu. Sam lekkoatleta przyznaje, że na to właśnie pracował ponad pół życia.
Już podczas biegu eliminacyjnego na 1500 m upadł, przez co dotarł na metę z dużym opóźnieniem. Na skutek złożonego protestu sędziowie jeszcze raz przeanalizowali upadek. Okazało się, że Lewandowski został pchnięty przez rywala. Dzięki temu dostał drugą szansę i awansował do półfinału.
Jednak i podczas półfinałowego biegu doszło do wypadku. 34-latek na kilkaset metrów przed finiszem upadł kolejny raz. Tym razem był to skurcz łydki, z którą Lewandowski miał już wcześniej problemy. Obiecał sobie jednak, że „dopóki mu noga nie odpadnie to będzie ryzykował”. Niestety nie był w stanie ukończyć wyścigu.
Wielki pech? Lewandowski komentuje
Marcin Lewandowski poinformował dziś, że nie doszło do zerwania łydki, ale na jego nodze pojawił się krwiak na 15 cm. To dla niego koniec sezonu 2021. Sportowiec jednak nie ma zamiaru się poddawać, czemu szczególnie dał wyraz w wywiadzie udzielonym TVP zaraz po biegu.
-Nie wiem jak wielkiej próbie Pan Bóg mnie poddaje, ale pozostaje wziąć to na klatę i nadal robić swoje – powiedział Lewandowski – Wielki pech? Być może pech. Ale ja jestem szczęśliwym człowiekiem. Szczęśliwym ojcem, mężem, przyjacielem. Tego szczęścia, które w życiu zaznałem nikt i nic nie jest w stanie mi zabrać.
-Ludzie naprawdę mają pecha, tracą dużo więcej niż ja w tym półfinale. Ja to wezmę z dumą na klatę. Wierzę, że pech który mnie prześladuje w przyszłości będzie moim zbawieniem – dodał lekkoatleta.
Polecamy także:
- Szczecin: Czerwona flaga na Dziewokliczu. Czy powodem są Sinice?
- Szczecin: Pościg za pijanym kierowcą skończył się na drzewie. Miał 3 promile