Premier Donald Tusk wyraził zgodę na przyspieszenie prac nad ustawą dotyczącą elektrowni wiatrowych. Jak ustalił money.pl, projekt liberalizujący przepisy dotyczące lokalizacji farm wiatrowych może trafić pod obrady rządu jeszcze w lutym. Co więcej, zostanie w nim uwzględniona kwestia tzw. repoweringu, czyli zwiększania mocy już istniejących instalacji.
Po wielu miesiącach dyskusji i sporów międzyresortowych udało się osiągnąć kompromis i uzyskać akceptację premiera na dalsze procedowanie ustawy. – Premier dał zielone światło, a projekt może zostać omówiony w rządzie jeszcze w tym miesiącu – twierdzi jedno z rządowych źródeł. Ustalono, że minimalna odległość elektrowni wiatrowych od budynków mieszkalnych pozostanie na poziomie 500 metrów, mimo wcześniejszych propozycji zwiększenia tej wartości. Inne źródło potwierdza te doniesienia, dodając, że projekt został dopracowany i nie ma już rozbieżności między ministerstwami. Nawet zwolennicy większego dystansu, wynoszącego 700 metrów, ostatecznie ustąpili.
Istotnym elementem nowych przepisów ma być także repowering, czyli modernizacja istniejących turbin wiatrowych w celu zwiększenia ich mocy. – Chodzi o to, by dotychczasowe wiatraki o mocy 1-2 MW mogły generować np. 4 MW – wyjaśnia przedstawiciel rządu. Inny dodaje, że temat ten był szczególnie ważny dla współpracowników premiera oraz ministra finansów.
Pod koniec stycznia Donald Tusk, inaugurując inwestycję Baltica 2 – morską farmę wiatrową o docelowej mocy 1 498 MW, wartej 30 miliardów złotych – zapowiedział, że rząd będzie pracować nad rozwiązaniami umożliwiającymi zastępowanie starszych turbin nowoczesnymi, bardziej efektywnymi. Jednak według jednego z ekspertów, repowering nie był wcześniej szeroko konsultowany. – W praktyce oznacza to uproszczone procedury pozwalające na instalację wyższych wież, co umożliwi montaż większych turbin. Dzięki temu elektrownie będą mogły pracować przez większą liczbę godzin w roku. Pytanie tylko, czy inwestorzy zdecydują się na taki krok, skoro wiele starszych turbin jest już spłaconych i zaczynają przynosić realne zyski – zauważa.
Przeciągające się prace i trudne negocjacje
Projekt ustawy wiatrowej przez długi czas wywoływał kontrowersje wśród członków rządu, a jego procedowanie było odkładane. – Wszyscy chyba trochę przestraszyli się, że ta ustawa stała się elementem kampanii wyborczej – przyznaje jeden z rozmówców. Inny dodaje: – Premier często mówi o transformacji energetycznej i cenach energii, a jednocześnie projekt, który ma odblokować rozwój energetyki wiatrowej, utknął na wiele miesięcy.
Regulacje dotyczące farm wiatrowych od początku napotykały na trudności. Gdy minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska zaproponowała zmiany na początku kadencji, jej propozycja była częścią projektu poselskiego dotyczącego przedłużenia zamrożenia cen energii do końca 2024 roku. Wówczas pojawiły się oskarżenia o lobbing na rzecz sektora OZE, co spowodowało, że rząd zdecydował się przygotować własny projekt. Jego opracowanie przeciągało się, a dodatkowym czynnikiem spowalniającym proces była kampania wyborcza.
Projekt formalnie trafił do konsultacji w połowie grudnia 2024 roku, jednak pojawiło się wiele propozycji zmian, które nie zawsze były zgodne z pierwotnymi założeniami Ministerstwa Klimatu. Przykładowo, Ministerstwo Rolnictwa sprzeciwiało się zmniejszeniu minimalnej odległości turbin od zabudowań z 700 do 500 metrów. Z kolei Ministerstwo Kultury proponowało wprowadzenie zakazu budowy wiatraków bliżej niż 1,5 km od zabytków, a Ministerstwo Infrastruktury postulowało ustalenie minimalnej odległości od dróg.
– Momentami uwagi do projektu szły nawet dalej niż restrykcje wprowadzone przez poprzedni rząd, co mocno ograniczało rozwój sektora wiatrowego – przyznaje jeden z urzędników. Zwolennicy zmniejszenia minimalnej odległości do 500 metrów argumentują, że pozwoli to na uwolnienie 32 500 km² pod inwestycje OZE, co oznacza wzrost dostępnej powierzchni o 44%. Dzięki temu możliwe byłoby zwiększenie mocy instalacji do 10 GW do 2030 roku, podczas gdy przy obecnych przepisach byłoby to jedynie 4 GW.
Eksperci mają jednak wątpliwości co do optymistycznych prognoz rządu. Michał Hetmański z fundacji Instrat uważa, że Ministerstwo Klimatu znacznie zawyżyło szacunki dotyczące wpływu ustawy na rozwój energetyki wiatrowej. – Według resortu nowe przepisy umożliwią budowę farm na jednej czwartej powierzchni kraju, co jest pięciokrotnym przeszacowaniem w porównaniu do analiz branżowych – ocenia.