Lotnisko w Dąbiu było solą w oku komunistycznych władz. Znajdowało się blisko zachodniej granicy i stwarzało możliwość łatwej ucieczki z kraju. Postanowiono pozbyć się go w niezwykle przebiegły sposób.
Czytaj także: Szczecińskie lotniska: Lądowiska przed I WŚ i w okresie międzywojennym
Jeden z pierwszych aeroklubów w kraju
Po wojnie Szczecin znalazł się w rękach polskich. Zabudowa miasta była zniszczona w 60-70%, a tereny przemysłowe nawet w 90 %. Dąbie, które podczas wojny należało do Wielkiego Miasta Szczecina, na krótko znów stało się osobnym miastem. W 1948 roku znów, tym razem na stałe, włączono je do Szczecina.
Szczeciński aeroklub powstał jako jeden z pierwszych w kraju. Już w 1945 roku zebrała się tu grupa miłośników lotnictwa. Lotnisko nie było w najlepszym stanie. Co prawda hangary przetrwały wojnę, ale wszystkie pomieszczenia i infrastruktura zostały zniszczone i ogołocone przez wycofujących się Niemców lub szabrowników. Pierwszymi samolotami, którymi latali członkowie aeroklubu były CSS-13, czyli produkowane w Polsce kopie samolotu Po-2.

Już 15 kwietnia 1946 roku uruchomiono stałą linię lotniczą Szczecin-Warszawa z międzylądowaniem w Poznaniu. PLL LOT posiadały wówczas samoloty Li-2 i C-47 Dakota z demobilu, które bardzo dobrze radziły sobie przy starcie i lądowaniu na trawiastych lądowiskach, takich jak w Dąbiu.
Wraz z rozwojem technologii powstawały jednak coraz większe maszyny, które wymagały znacznie dłuższych i betonowych pasów startowych. Lotnisko w Dąbiu mogło obsługiwać tylko samoloty lekkie, ze względu na podmokły teren (piaszczysty, przykryty wierzchnią warstwą torfu). Aeroklub postanowił pozostać w tym miejscu i na własny koszt zarządzać terenem. Natomiast PLL LOT przeniosły się na lotnisko wojskowe w Goleniowie, na którym mogły lądować takie maszyny jak m.in. Ił-14.
Władza w walce ze szczecińskim lotniskiem
Komunistycznym władzom nie na rękę było szczecińskie lotnisko. Było to spowodowane bliskością zachodniej granicy i stosunkowo łatwą możliwością ucieczki z kraju. Piloci byli objęci szczególnym nadzorem służb bezpieczeństwa i mogli latać tylko na określonym odcinku na wschód i południe. Aby dolecieć do najbliższych aeroklubów (Słupsk, Bydgoszcz, Zielona Góra) musieli pokonać ponad 200 km. Po drodze przelatywali przez lotniska wojskowe (Kołobrzeg, Śniatowo, Płoty, Goleniów, Kluczewo, Chojna), za co z reguły zawieszano loty w aeroklubie. Klub miał też zawsze największą liczbę dni nielotnych w roku.
Po wprowadzeniu stanu wojennego, piloci zaczęli wykorzystywać swoje położenie i masowo uciekać za granicę. Służby bezpieczeństwa próbowały temu zapobiec zakładając na śmigła samolotów łańcuchy zamykane na kłódki. Władze nie czuły jednak, że sytuacja jest opanowana, z drugiej strony nie chciały oficjalnie rozwiązywać aeroklubu. Postanowiły więc… zniszczyć lotnisko.
Dokonano tego w niezwykle przebiegły sposób. W 1984 roku zorganizowano tam międzynarodowy festiwal dla młodzieży. Ustawiono ponad 1000 namiotów, w ziemię wkopano słupy oświetleniowe, urządzono umywalnie i wykopano doły przeznaczone na gromadzenie odchodów. Tym samym zniszczono system drenażowy, przez co płyta lotniska stała się grząska i podmokła po większych opadach deszczu lub zimą. Tak niestety jest do dziś.
Polecamy także: