Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Szczecinie, radna niezależna, Edyta Łongiewska-Wijas uznała, że język wulgaryzmów jaki usłyszała podczas rozmowy z pracownikiem MOPS Szczecin, „na szczęście nie trafił jeszcze do potocznych rozmów”. I nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie to, że radna Łongiewska-Wijas jest twarzą wszelkich protestów, podczas których, słowa uznane za wulgarne, są na porządku dziennym.
Szczecin: Radnej Łongiewskiej-Wijas walka z wulgaryzmami
Edyta Łongiewska-Wijas, radna niezależna, wcześniej powiązana z klubem Koalicja Obywatelska, poinformowała podczas sesji, że dzwoniąc do MOPSu z interwencją, w sprawie bezdomnego, śpiącego w boksie na śmieci, spotkała się ze zlekceważeniem i stekiem niecenzuralnych słów ze strony pracownika MOPS.
Spotkałam się z absolutnie naganną reakcją z drugiej strony i ze zlekceważeniem mojego telefonu – mówiła podczas sesji, radna Łongiewska-Wijas. Sytuacja pracowników socjalnych jest na pewno trudna, jednak nie upoważnia pracownika MOPS, do postawy jaką zajął. Nadmienię, że padły z drugiej strony, chyba najbardziej niecenzuralne słowa, które na szczęście jeszcze nie przebiły do dyskursu publicznego, bo w ostatnich latach wiele tych słów się przebiło.
Radna Łongiewska-Wijas nie podała jakich to niecenzuralnych słów użył wspomniany pracownik. Nie wiadomo jednak czy Łongiewska-Wijas była zbulwersowana samymi słowami, czy też może tym, iż słowa te padłu w jej kierunku. Dlaczego to jest ważne. Edyta Łongiewska-Wijas jest aktywną uczestniczką protestów kobiet, jakie się odbywają w Szczecinie. Protestujących nie tylko wspiera osobistym uczestnictwem ale również jest zapraszana do wypowiedzenia się w sprawach, które dotyczą protesty, To podczas właśnie podczas nich padają najbardziej wulgarne słowa w kierunku innych osób, w tym również kobiet.
Nie ma przyzwolenia bezgraniczne na rozpuszczanie języka
Zapytaliśmy się Edyty Łongiewskiej-Wijas, czy nie widzi sprzeczności w tym, że biorąc udział w protestach, gdzie padają słowa bardzo wulgarne, nie tylko w kierunku rządu, ale również innych kobiet, Edyta Łongiewska-Wijas odpowiedziała nam:
Większym problemem jest to, że do przestrzeni publicznej przenika przemoc i nienawistne okrzyki, motywowane politycznie. Wezwania do zabijania domniemanych „zdrajców” czy „wrogów ojczyzny”, tępienia Żydów i homoseksualistów. To mi przeszkadza najbardziej i to jest pierwszorzędny problem do rozwiązania. Wulgaryzmy padające z ust polskich kobiet w przestrzeni publicznej są efektem tej systemowej i państwowej przemocy, która nas w Polsce dotyka. Te słowa nie są mi obojętne. Rażą, ale mają razić, żeby pokazać, w jak strasznej rzeczywistości przyszło kobietom żyć. Za tymi brzydkimi słowami stoją emocje, które i ja odczuwam.
Nie jest jednak tak, że oznacza to przyzwolenie na bezgraniczne rozpuszczenie języka. Tam, kiedy jest pierwsza reakcja – bólu, cierpienia, upokorzenia – gniewne słowo jest na miejscu. Nie raz zdarza nam się, wszystkim, zakląć soczyście, kiedy w życiu prywatnym spotyka nas coś nieoczekiwanie przykrego. Lecz jak już opadną emocje, nie chodzimy i nie bluzgamy z tego powodu w pracy czy sklepie. Dlatego nie akceptuję i nie zakceptuję zrobienia z wulgaryzmów w polityce zasady, maniery czy normy. Przekleństwo na publicznym proteście to wyjątkowa reakcja na krańcową sytuację. I tak musi pozostać, żeby słowa miały sens.
Zapytaliśmy również radą Łongiewską-Wijas, czy powinno się przyzwalać na używanie wulgaryzmów w dyskursie publicznym?
Tylko na takiej zasadzie jak w sztuce – kiedy pełnią jakąś funkcję, a nie są aktem wandalizmu na ojczystym języku. Jaką funkcję może pełnić wulgaryzm w życiu publicznym? Tylko jedną – ekspresji w krańcowej sytuacji. Zwraca uwagę na przyciśnięcie kogoś do ściany. I pod tym kątem wiele protestów, w których uczestniczyłam, było miejscem wyrażania przez Polki uczucia gniewu wobec bezlitosnego zaostrzania prawa wymierzonego w kobiety.
W każdej innej sytuacji, na przykład w celu poniżenia konkurencji politycznej, upokorzenia pojedynczego polityka, siania nienawiści – na wulgaryzmy nie powinno być przyzwolenia. One często idą w parze z językiem nienawiści, a ten zatruwa polskie życie publiczne. Nie interesuje mnie wektor, w którym zwrócona jest nienawiść, czy do PO, do Lewicy, do kobiet czy do PiS – za każdym razem jest nieakceptowalna. Nie po to się urodziliśmy w Polsce, by się wzajemnie nienawidzić.
Polecamy także:
Szczecin: Olgierd Geblewicz stanie przed sądem za „segregację sanitarną”?
Gryfino: Pierwsze sadzonki sosen w nowym Krzywym Lesie już rosną
„Wyjdziemy na ulicę”. Zakaz połowu dorsza zabija polskie rybołówstwo?